Dąbrowski himalaista pochowany na ośmiotysięczniku

Pochodzący z Dąbrowy Górniczej a mieszkający w Poznaniu 27-letni Tomasz Kowalski zginął podczas próby wejścia na ośmiotysięcznik o jego pochówek zadbali inni wspinacze.
Sześciu wspinaczy pod szczytem Broad Peak , 8000 m.n.p.m złożyli do skalnej szczeliny ciało Tomasza Kowalskiego, który zginął tam w 2013 pomysłodawcą całego przedsięwzięcia był Rafał Fronia.
5 marca 2013 r. po kilkudziesięciu dniach dniach walki z górami i pogodą, na wierzchołku niezdobytego dotąd zimą Broad Peak (8047 m.n.p.m.) stanęło czterech polskich himalaistów – Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Artur Małek i Tomasz Kowalski. Wcześniej trzykrotnie próbowali wejść na szczyt. Najpierw zatrzymała ich lodowa szczelina, później o powrót poprosił Kowalski, który stracił czucie w palcach. Ostatni raz ruszyli w niedzielę. We wtorek, 5 marca, o godz. 15.00 czasu polskiego i osiągnęli cel.
Problemy zaczęły się w drodze powrotnej. Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka nie dotarli do obozu IV, na wysokości 7400 m. W środę , ok. godz.4.00. czasu polskiego, ostatni raz nawiązano łączność radiową z Tomaszem Kowalskim. Miał problemy z oddychaniem, był bardzo osłabiony, podczas upadku odpiął mu się rak. Mówił, że w zasięgu wzroku ma Macieja Berbekę. Nie wiadomo co działo się później. Wiadomo, że Kowalski i Berbeka na zawsze zostali w górach.
19 lipca 2023 r. ciało Tomasza Kowalskiego w specjalnym sarkofaku, trafiło do skalnej wnęki, na uboczu szlaku wiodącego na szczyt. Akcję by tego dokonać zorganizował Rafał Fronia. W wyprawie na Broad Peak i w skomplikowanej operacji przetransportowania ciała Tomka towarzyszyli mu Jarosław Gawrysiak, Marek Chmielarski, Krzysztof Stasiak i Marcin Kaczkan.
- Dlaczego? Zanim ktoś zada to pytanie odpowiem. Tomek leżał na grani szczytowej Broad Peaku, na wysokości 8000 metrów, przez 10 lat, 4 miesiące i 13 dni. 3787 dni i 3887. Dziesięć najsurowszych na świecie zim. Każdy, kto ma kogoś bliskiego zrozumie, o czym mówię, choć pojęcie, co czuli i wciąż czują jego rodzice, brat, przyjaciele jest przecież niemożliwe. Dziesięć la temu wydarzyła się tam tragedia – tłumaczy Rafał Fronia.
Szacunek dla człowieka i potrzeba godnego potraktowania, go po śmierci. To była główna motywacja, która pchnęłą Rafała Fronię i jego pięciu przyjaciół, żeby wyruszyć do Karakorum i zamknąć rozdział górskiej historii.
- Bo…tak było trzeba. Bez zbędnych słów. Proszę to uszanować kończy -Rafał Fronia.